Trrrr – trrrr – trrrrrrrr – zaterkotał mój komputer.
Czyżbym się przesłyszała?
Chyba jednak nie.
Trrrr – trrrrr – trrrrr – odezwał się ponownie.
Co jest? Dawna szybka strzała zamieniła się teraz w konia z karocą, do kół której przyczepione były kawałki plastiku (takie jakie w latach 80-tych jako dzieci przyczepialiśmy sobie do szprych w rowerze, żeby „pierdziało”).
Trrrrr – terkotało bez opamiętania urządzenie z XXI wieku.
Tak samo kiedyś brzmiały pierwsze łączenia z internetem przez modem.
Oj trochę tego komputera nie włączałam, ale żeby aż takie halo?
Zerknęłam na pocztę – 1568 nieprzeczytanych wiadomości.
Ostatni wpis na blogu … yyyyy … no dobra pół roku temu. W lipcu. Ale mam usprawiedliwienie!
W lipcu są moje urodziny, a jak urodziny to impreza. Impreza niespodzianka, na którą Gregor pozapraszał naszych znajomych i rodzinę. Najpierw mnie przytkało, potem się zbeczałam. Nie tam zaraz żebym się na starość jakaś bardziej „miętka” robiła. To wszystko hormony. I 7 miesiąc ciąży.
Następnego dnia po moich urodzinach mamy rocznicę ślubu, więc też głowy do pisania nie miałam. A jak tylko skończyła się rocznica, zaczął się sierpień. Czyli 8 miesiąc ciężarówkowania. Czas był już chyba najwyższy pomyśleć o jakichś zakupach, bo byłam nieprzygotowana jak Chińczycy do podboju kosmosu.
Z dziecięcego oprzyrządowania miałam tylko zdobyczne łóżeczko – zorganizowane zresztą przez Sylwię od jej koleżanki będącej w trakcie wyprowadzki, więc robiącej czystki etniczne w garażu. Łóżeczko zostało pomalowane na biało i pośmierdywało sobie farbą na balkonie.
W sklepach z ciuchami dziecięcymi błądziłam jak abstynent po monopolowych. Co to za numeracja 56 czy inne 72? Czym się różnią śpiochy od półśpiochów i co to takiego ten pajacyk?
Po konsultacjach u koleżanek – matek dowiedziałam się, że:
*najmniejszych ciuszków (rozmiar 50) nie ma co kupować, bo dzieciak mimo iż niekarmiony drożdżami, rośnie jak pączek w maśle (dobra zacznę od 56, najwyżej podwinę rękawki)
*śpiochy i półśpiochy to nie to samo – na własny użytek zrobiłam sobie legendę do ubranek dziecięcych:
bluzeczka wyglądająca często jak marynarka Kim Dzong Una to kaftanik;
śpiochy to takie bawełniane rajstopki zapinane na zatrzaski na ramionach;
półśpiochy to takie śpiochy bez naramiennikowego zapinania, kończące się w pasie ściągaczem, chociaż częściej gumką od gaci jak z czasów PRLu
pajacyk to coś co ma rączki, nóżki a zamiast sznurka – tysiące cholernych zatrzasków, w których ciężko się połapać
Ze sprzętem jeżdżącym wcale nie jest lepiej:
*wózek powinien mieć amortyzatory, torbę i schowek na zakupy, żeby te wszystkie gadżety (ciuszki, pieluszki, chusteczki, buteleczki, kocyki, kremiki) mieć gdzie upchnąć.
Sama odkryłam, że można za cenę sklepowego wózka z gondolą i spacerówką mieć wózek z gondolą, spacerówką, fotelikiem samochodowym, osłonkami na koła i uchwytem na kubek do kawy. Wystarczy przetestować w sklepie stacjonarnym, który model jest najlżejszy, najbardziej skrętny, najmądrzejszy w składaniu, a potem to już tylko wystukać www na stronę producenta lub sklepu internetowego i paka wielka jak słoń przychodzi pod same drzwi.
Nie tylko dzięki koleżankom nie przejechałam się jak Robert Kubica, ale sama też okazałam się wyjątkowo błyskotliwa:
*ze względu na ograniczoną przestrzeń zrezygnowałam z przewijaka zajmującego tyle miejsca co 3 drzwiowa szafa z lustrem. Zamiast tego kupiłam mały, nakładany na łóżeczko (świetnie sprawdza się też przy kąpieli, przyniesiony do łazienki i położony na pralkę)
*zamiast dziesiątek szaf do pokoju dziecięcego kupiłam jedną, uniwersalną komodę – teraz mieszkają w niej ciuchy, a za jakiś czas obawiam się, że będzie to garaż dla zabawek
*znajomi chętnie oddają (czy odsprzedają za parę groszy na specjalnych baby szafingach) sprzęty i ciuszki, z których wyrosły ich dzieci, żeby mieć miejsce na nowe łowy. A i ciążowe ciuchy dla rozrastającej się jak Shrek matki też się znajdą.
Koleżanki też o mnie zadbały – zrobiły mi imprezę: Baby Shower, czyli taki prezentowy prysznic akcesoriów dla dziecka, którego jeszcze nie ma na świecie. Zorganizują ci wszystko od ubranek po bujany leżaczek dla malucha.
Dla mnie zostało już tylko kupienie nożyczek, smoczka, butelek czy szczoteczki do czesania bąbla.
Sami widzicie, że wrzesień przeleciał jak Polak przez niemiecką autostradę.
A w październiku pojawił się nasz kosmita.
Moja koleżanka Majka, tłumaczyła swojemu kilkuletniemu synowi:
– I wiesz, dzisiaj urodzi się Borysek.
Grześ spojrzał na nią podejrzliwie i zapytał upewniając się czy aby dobrze usłyszał:
– Kto? Borsuk?
Okazało się, że dzieci wiedzą wszystko najlepiej.
Borys rzeczywiście podobny jest do borsuka. Zwłaszcza z nosa.
Uwielbia przebywać w pobliżu terenów podmokłych i wody. W wanience czuje się wręcz idealnie. Zastanawiamy się czy przypadkiem nie wywalić łóżeczka i na nocleg nie wysyłać go do łazienki.
Tym bardziej, że w łóżeczku wierci się non stop, więc robi się z tego niezła nora.
A w nocy chrapie tak, że niejeden borsuk mógłby mu pozazdrościć.
5 komentarzy
jadwiga
3 stycznia 2014 at 09:11Nareszcie, wiem, wiem, borsuk nie borsuk ale jedno zdanie nam się należało, smutno było wiedzieć, że urodziłaś ale wiem czasu brak chłop ma swoje wymagania. A poza tym zaglądaj do sekend handów tam można dostać fajne ubranka za jakieś marne grosze, i buty też, dobre są wynalazki w Sokołowie Podlaskim buty są po 2-5 zł takie które w sklepach są po 150 warto wiec korzystać z nowoczesnych pomysłów, tylko Warszawa jest za…. pod względem cen dla maluszków, pozdrawiam serdecznie i Dobrego Roku 2014
j
kate
3 stycznia 2014 at 11:59Jadwiga już ustawiam się z grochem w kącie 🙂 Częściej zaglądam na facebooka greentime i tam czasem zostawiam info co za wariactwa aktualnie wyczyniam. Ale obiecałam w tym roku nadrobić zaległości na blogu. I tego się trzymam. Jeszcze 😉 udanego nowego roku
jadwiga
3 stycznia 2014 at 13:45już dobrze, dobrze zrozumielim
Helen
5 stycznia 2014 at 14:47Masz szczęście, że w starym systemie na WP adresy blogowe się zachowały… No, ja rozumiem, Maniuni trochę cię usprawiedliwia, ale żeby sobie znikać na pół roku, to doprawdy przesada…! Ale póki co, serdeczne gratulacje i życzenia wszelkich dobroci – cierpliwości, siły, zdrowia i pociechy z maleństwa. 🙂
kate
7 stycznia 2014 at 18:16Helen czas tak szybko zapiernicza, że to pół roku zleciało jak domestos w wucecie 🙂 Tobie też stopy wody pod kilem czy inny darz bór. Niech ci się wszystko dobrze układa i lakieru do pazurów nie zabraknie 🙂