Świat oszalał. No może nie cały, ale spora część na pewno. Ta europejska. Polacy nagle (na czas Euro) poczuli we krwi patriotyzm. Chociaż nie. We krwi, to oni mają procenty, a patriotyzm na wierzchu.
Spoko. Nikt się nie obnaża! (Jeszcze!) A przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo, bo media na razie nie donosiły o zbiorowym sikaniu w miejscach publicznych. Mówię o patriotyzmie wymalowanym farbami (mam nadzieję, że długo niezmywalnymi) na twarzach, flagach – narzutach na nery, zbyt mocno opiętych na wypasionych brzuchach bluzkach biało-czerwonych, albo t-shirtach z orłem wielkości pterozaura.
Od razu przypominają mi się zbiorowe zrywy narodowe: ten po śmierci papieża, gesty solidarnościowe w chwilach tragedii, czy doroczne, masowe pozbywanie się drobniaków na Wielką Orkiestrę. I chwała im za to. Ale jak tylko światła na scenie przygasają, to kibole, którzy jeszcze niedawno obiecywali sobie „peace and respect” leją się po gębach, jak odbuduje się powodzianom dom, to już sąsiad zgrzyta zębami, że „ci to się teraz ustawili”, a za uzbierane po kieszeniach złotych trzydzieści „kupuje się” spokój sumienia („no przecież dałem na szczytny cel”).
Idę o zakład, że jak wtopimy jakiś mecz, 3/4 Polski ubrane w barwy narodowe będzie wieszać psy na piłkarzach. Skoro nawet remis z Grekami nam się nie podoba…
Piłkarze, żeby mogli spokojnie do następnego Euro robić zakupy w sklepach, chodzić na spacery, czy jeździć na wakacje, muszą przynajmniej (!) wyjść z grupy. Inaczej przemykać będą ciemną nocą, ubrani w wór pokutny z opcją „samobiczowanie”.
Tacy jesteśmy życzliwi…
A tymczasem Irlandczycy wtopili mecz dokumentnie. Przegrali 1:3.
I co? I nic sobie z tego nie robią.
Irlandzcy kibice na poznańskim rynku bawili się w najlepsze tak, że aż w jednym z ogródków piwnych podłogę zarwali. Ale właścicielka nie miała pretensji. Irlandczycy zostawili przez tę jedną noc tyle kasy, że szefowa ogródka niejeden taki taras sobie wybuduje. I to nie z drewna, a z marmuru.
A ja co? Nie mam narodowej koszulki. Flagi też nie. Piwa nie piję. Czasem dziób w winie zamoczę. Ale mecze oglądam jak najęta. I typuję zwycięzcę.
Jak? Normalnie – jak każda porządna kobieta: najpierw sprawdzam, w której drużynie są najprzystojniejsi faceci i za tych trzymam kciuki. Wynika z tego, że Euro muszą wygrać Hiszpanie, Włosi albo Portugalczycy. Anglicy według tego kryterium, będą się ciągnąć w ogonie.
Kiedy grają nasi – słyszy mnie całe osiedle.
„Daaaaaaaaaaajesz! No idzieeeeeeeeeesz! Ruchyyyyyyy!” – drę się bez opamiętania. A i „mięsem” czasem pociągnę.
Gdyby nie odświeżacz do samochodu w kształcie piłki, który dostałam od Kasiorry, można by było podejrzewać, że nie wiem co to takiego to Euro.
(„Waluta????”)
Bo wcale nie trzeba się obwieszać jak choinka, żeby poczuć miłość do sportu. Ja jestem nim przesiąknięta. W naszym domu oglądało się WSZYSTKIE mistrzostwa i olimpiady. Narciarstwo, pływanie, lekkoatletyka… Nie stanowi!
Już jako 5 latka jeździłam na mecze żużlowe. W podstawówce i liceum grałam w siatkę. Oglądam koszykówkę. Potrafię nawet nastawić sobie budzik na 3 nad ranem, gdy akurat jeden z naszych pięściarzy walczy o pas którejś z federacji.
I co najważniejsze, ze wszystkimi tymi zawodnikami to ja sobie żyły wypruwam. Bo chcę wyżej, dalej, szybciej, lepiej.
A jak się nie uda. No to trudno. Telewizora przez okno nie wyrzucę, butelką nikogo w łeb nie zdzielę i nie zaleję się z rozpaczy w trupa.
Ale obawiam się jednego – skoro pół Europy dzień w dzień będzie w stanie notorycznego spożycia, to za miesiąc jak się Euro skończy, potrzebny będzie zbiorowy przeszczep wątroby.
Chyba, że kibice tak jak piłkarze – trenują cały rok.
Wtedy można spać spokojnie. W tym na pewno Polacy bez żadnych rozgrywek pobiją rekord, przeskoczą i znokautują rywali w pierwszej połowie, rzucając ich na dechy z potrójnym axlem.
I to w tył 😉
10 komentarzy
jadwiga
12 czerwca 2012 at 17:41No i pieknie, bardzo mi się podoba Twój sposób kibicowania, sama byłam na pięciu Igrzyskach Olimpijskich to był szał, bo siedziałam na miejscach vipowskich a nasi nieźle dawali, ostatni raz była w 2004 w Atenach, dzisiaj siedze w dresie biało czerwonym ze zbirów, Mistrzostwa Świata w osace w lekkiej atletyce i się zastanawiam, w moim wieku? głupieć, no ale co robić jak tyle lat w tym tyrałam, jak nie ja to kto?
pozdrawiam i zyczę super widowika
j
kate
12 czerwca 2012 at 19:50Jadwiga to ty jakąś sportową „szyszką” jesteś? No nie chwaliłaś się! A przy okazji mam nadzieję, że trąbisz wuwuzelą i skaczesz po meblach, bo inaczej to się nie liczy 😉
jadwiga
24 czerwca 2012 at 07:17a po co mi wuwuzela ja mam głos jak dzwon, ślubny każe taras zamknąć jak krzyczę
Helen
15 czerwca 2012 at 04:17Jadwiga – z jakich zbirów zdarłaś ten dres??? :))
A ja widziałam dziś panią sklepową z białoczerwonymi paznokciami. Zgadzam się z tobą, Green, że miłość kibiców trwa do pierwszej porażki. Też się jej bardzo boję. Ale i tak jestem dumna, bo chociaż podobno nie oglądam…:)) Serdeczności
jadwiga
24 czerwca 2012 at 07:19mialo być zbioró, wyszło zbiró, cos w tym musi być, przestroga jaka czy cóś?
kate
18 czerwca 2012 at 20:49Helen ależ mi się podoba to twoje nieoglądanie! A swoją drogą to ty powinnaś mieć pazury pomalowane w euro-kwiatka 😉 albo w piłkę nożną 😉
jadwiga
24 czerwca 2012 at 07:16po raz trzeci piszę ten komentarz moze w końcu się uda, byłam na IO 1992 Barcelona, 1996 Atlanta, 2000 Sidney, 2004 Ateny no i w Lillehamer w 1994 zimowe IO , pracowałam w spoircie ponad czterdzieści lat szyszka nigdy nie byłam choć sukcesy mogłyby o tym opowiadać, ale jestem najnormalniejsza, i dlatego prowadzę swój blog o sporcie, rodzinie, kuchni i ogrodzie, ot tak aby się czyms zajmować oprócz kibicowania, acha jeszcze pracuję dla jednej z firm jako senior, hihihi
kate
24 czerwca 2012 at 22:10Jadwiga, a co byś powiedziała, gdybyśmy ciebie jedną zamiast całej reprezentacji wystawili na Mundial?
jadwiga
26 czerwca 2012 at 08:12grat a nie persona, po co ? mój czas w sporcie teraz to tylko honorowe uczestnictwo w badmintonie światowym i europejskim oraz polskim, a takich w piółce nie potrzebują, piłka jest bogata i przy ich korycie jest wielu. Pozostałe sporty były i są bardzo biedne, więc ja zawsze dzieliłam sport na sow business piłkarski i sport (inne dyscypliny olimpijskie) pozdrawiam
j
kate
27 czerwca 2012 at 09:59Dobra dobra ja wiem swoje – szyszka z ciebie tylko skromna 😉