Złapał mnie skurcz w stopie. Jakieś 2 miesiące temu. Zblokowało mi nogę, aż do samego kolana i nie mogło się odkręcić. Byłam chyba u 4 czy 5 masażystów. I nic. Ale dziś już nie dałam rady. Ból polazł aż w udo.
– No nic, ryzyk fizyk – najwyżej znowu stracę czas i pieniądze – zdecydowałam i zadzwoniłam do strefy odnowy biologicznej przy naszym basenie z golasami. Pewnie słyszeliście jak swego czasu rozpętała się afera na całą Polskę, gdy prezydent Zielonej Góry ocenzurował rzeźbę artystki i kazał jej pozbawić mężczyznę przyrodzenia, co by nie szokowało już od samego wejścia. Ale nasz naród widocznie od czasu PRLu zrobił się bardziej światowy i stwierdził, że co taki jeden goły facet może poczynić za szkody moralne, jak tu (w telewizji i internecie) rozpusta szerzy się jak perz na polu. Więc koniec końców kastrat odzyskał co mu tam wcześniej urąbano i wypina to teraz w deszcz, śnieg, czy inną sikawicę.
Od samego wejścia błądziłam jak dziecko we mgle, mimo iż centralnie wlazłam na jakieś panie przy stanowiskach siedzących. Ale ja nie z tych co to idą za tłumem. Zahaczyłam o najlepszy punkt informacji – szatnię. Oddałam kurtkę, zostałam skierowana do kasy, tam odebrałam bransoletę z czipem i jakoś dotarłam do SPA.
W strefie odnowy pachniało tak, że od samego zapachu poprawiał mi się nastrój. Do tego jeszcze półmrok, płomyki świec, rattanowe meble. Normalnie Bahamy czy inne Bermudy.
Pani Ania w nastrojowym pokoiku, podpytała z czym walczymy i kiedy zobaczyła, że jestem jedną wielką blokadą, pokiwała tylko głową i powiedziała:
– Ok to zaczynamy od początku.
Kiedy doszła do kolana, spojrzała na mnie i zapytała:
– I co, chodziło się i wykrzywiało nogę?
– No jasne, żeby mnie stopa nie bolała – odpowiedziałam jakby to była oczywista oczywistość.
– No i poleciało wyżej i wyżej, aż do uda – stwierdziła
Wtedy wystraszyłam się na potęgę. Skoro chcąc ochronić zblokowaną stopę chodziłam tak, żeby na niej nie stawać, to może ja już mam nogi jak piłkarz, któremu pies z budą przeleci i nawet się o skarpetki nie otrze! Boszzzz może jest jeszcze gorzej i jestem jak kowboj z Dzikiego Zachodu!!! Królowa westernu! John Wayne w spódnicy!!!
Pani Ania próbowała mi złożyć krzywą nogę, a ja już w głowie toczyłam dalszy program naprawczy – buty ortopedyczne, przywiązywanie nogi do szczotki, gips, obcęgi…
– Może basen – wymsknęło mi się, a pani Ania pokręciła głową.
– Ja tu panią rozgrzewam, a pani mi się pójdzie schłodzić w basenie???
– No to może sauna? – rzuciłam
– A to już lepiej.
Więc poszłam. Najpierw prysznic, a potem ukrop. Podobno o tym pierwszym ludzie często zapominają. A to na logikę trzeba brać: jak człowiek przyłazi spocony albo złachany z ulicy to najpierw niech się doprowadzi do porządku, a potem włazi do sauny. I to samo po wyjściu – kiedy w saunie wysmażymy się jak smalec ze skwarkami, nie wskakujmy do przerębla z zimną wodą, bo to obrzydliwe. Jeszcze by tego brakowało, żeby wytopiony tłuszcz zaczął pływać po wierzchu. Heloł, ludzkość wynalazła już prysznice!
Na początek moja ulubiona – ziołowa. Powinni sprzedawać to w odświeżaczach do kontaktu. I żaden tam zapach „leśny””. Powinno się to nazywać „wieczorny aromat drewnianej sauny ziołowej”.
Booooooosko.
Chłodny prysznic, chwila oddechu z moczeniem stóp w zimnej wodzie i kolejna sauna – parowa.
Zaaaaaaawsze z rozpędu wchodzę do niej z ręcznikiem. Zapominam, że tam taki zaduch. Cała wilgoć osiada nie tylko na człowieku, ale i na ręczniku. Ręcznik zaczyna wtedy ważyć gdzieś ze 20 kilo.
No i z tą sauną mam największy problem. Wchodzi człowiek do niej bez ręcznika, tak jak go Pan Bóg stworzył i co dalej? Jak tu siedzieć na czymś, na czym ktoś wcześniej posadził swoje szanowne, ale gołe (!) 4 litery?
Więc najpierw przysiadłam na podwiniętej nodze (oooo zgina się!), a potem uprawiałam „HBO na stojaka”. Gapiłam się na tę gęstą parową mgłę, przez którą widać było tylko kolorowo błyskające w suficie lampki. A potem wio pod prysznic.
Zbliżała się już pora, o której miał się zacząć „rytuał”.
– Zapraszam – usłyszałam męski głos, który zgarniał wszystkich do sauny.
Byłam ja… i 8 gołych facetów w rozmiarze XXL. (Nie rozpędzajcie się z wyobraźnią – mówię o muskulaturze!)
Oczywiście grałam twardzielkę, dla której taka sytuacja to normalka.
– Pani pierwszy raz? – zdemaskował mnie na starcie prowadzący
– Na rytuale tak – brnęłam w zaparte udając tym razem stałą bywalczynię saun.
Prowadzący zaczął polewać kamienie wodą, wachlować powietrze ręcznikiem, a potem częstować nas owocami zanurzonymi w miseczce z lodem.
Panowie byli onieśmieleni jak mali chłopcy, więc postanowiłam ich trochę rozruszać. Zaczęłam z nimi (nie z nich!) żartować.
I nagle atmosfera się poluźniła jak nie przymierzając gumka w gatkach, co to w szatni zostały.
Przy drugim polewaniu kamieni, panowie zaczęli ciężko oddychać. A mi … nawet nie zrobiło się jeszcze ciepło.
Kiedy sapali już jak parowozy, widziałam, że zaczynają się gotować.
– I jak tu teraz wyjść bez obciachu? – mruknął jeden pod nosem
– No tak męska duma! – uśmiechnął się prowadzący
– Spokojnie, jak będziecie mieli dość, dajcie znać, ja wyjdę co by wiochy nie było, a potem sobie wrócę, żeby się dogrzać – powiedziałam, a panowie parsknęli śmiechem.
Atmosfera się rozładowała i …zaczęły się pielgrzymki do wyjścia.
Nawet chciałam im powiedzieć, żeby drzwi szybciej zamykali, bo mi się jeszcze kości nie zdążyły rozgrzać, ale w porę ugryzłam się w język.
Głupio tak było siedzieć samej, więc wyszłam i ja.
I poszłam z co odważniejszymi facetami na zewnątrz. Łaziliśmy po dworze w samych tylko ręcznikach. Było tak ciepło, że zdjęłam klapki i na boska sunęłam po śniegu. Cuuuuuudowne uczucie! Jeden z moich „morsów” położył się nawet w śniegu i robił klasycznego zimowego anioła.
Patrzyliśmy tyko, żeby się drzwi nie zatrzasnęły, bo trzeba by było drałować z powrotem dookoła budynku, a ten swoje gabaryty ma.
Gdy leżeliśmy na rattanowych leżakach, panowie widocznie doszli już do siebie, odzyskali wigor i dopytywali …co robię dziś wieczorem, bo kolega podobno montuje ekipę na imprezę.
Normalnie podryw w biały dzień i to od razu na golasa!
Po czymś takim, zostaje już tylko ubrać się od stóp do głów i ruszyć na parkiet powywijać hołubce.
Bo wiadomo, krew nie woda – wrzeć nie musi 😉
6 komentarzy
jadwiga
13 stycznia 2013 at 11:03Gratuluje dobrego pomysłu, z sauna lkepszy niż z wyjściem na dwór na śnieg, za szybko bo jeszcze nie odpuściła noga i może zbyt szybko nastapić nawrót choroby tak ze trzy razy sauna bez ekscesów i dopiero za czwartym razem można sobie pohasać,
pozdrawiam
j
kate
13 stycznia 2013 at 21:13Jadwiga mój doktorze House, dopiero teraz się ujawniasz? 😉
Piotr
13 stycznia 2013 at 18:26Witaj, melduje że juz jestem.
Szczęściara z Ciebie, niejedna babeczka już by z tej sauny nie wyszła dobrowolnie, nawet końmi ciągnieta….hehe.
A ja akuraz za godzinke w saunie obchodzić będę urodziny kolego… oj będzie się działo.
Pozdrawiam
kate
13 stycznia 2013 at 21:15Urodziny w saunie? No to się tam nie zważcie i nie zagotujcie! Zdrowie jubilata po raz pierwszy!
Helen
16 stycznia 2013 at 07:34Moje przeżycia w saunach w Czeladzi opisywałam w ub. roku. Ja mam problem z rozbieraniem się przy tych tłustych facetach. Bo zakładam, że pisząc o „muskulaturze” nie miałaś na myśli mięśni Schwarzenegera w najlepszym wieku, tylko brzuchy piwne.:)
A wracając do stopy – mój refleksoterapeuta postawiłby cię w ciągu 1-2 sesji na obie nogi. Na przyszłość nie idź do spa (tzn. idź dla przyjemności) tylko do kogoś takiego. W każdym mieście już są tacy specjaliści. Zdrowia!
kate
16 stycznia 2013 at 21:11Helen właśnie to były same wypusty z siłki. Jakbyś nakłuła igłą, to pewnie powietrze by zeszło 😉 A jeśli chodzi o moją nogę, to właśnie szukam jakiegoś magika, bo masażyści nie dają rady mnie naprawić. Jutro opcja lekarz rodzinny, bo tu się zaczyna jakaś niezła jazda. A w sumie nie mogłabyś dać swojemu refleksowi zdjęcia mojej nogi, żeby mnie naprawił zdalnie 😉