Oprócz wycierania się po szpitalnych kątach, zaglądamy też od czasu do czasu do przychodni. A bo to trzeba porządek z glutami do pasa zrobić, dziecko zaszczepić, albo chociaż zważyć i zmierzyć Borsuka.
Wchodzisz i masz wrażenie, że wdepnęłaś na tajne spotkanie organizacji feministycznej. Baba, baba, baba i …baba.
No tyle, że z dziećmi.
Ale coraz częściej zdarzają się też takie momenty, że zjawi się tam i rodzynek.
A czasem nawet i kilka gronek.
Winogronek.
Tyle tylko, że w tym owocowym koszyczku, to każde winogronko pochodzi z innej winnicy.
Jest typ „no dobra przyszedłem jak chciałaś, ale nie każ mi nic robić”. Taki to ani pieluchy nie zmieni, ani dziecka przy szczepieniu nie potrzyma. Właściwie, to nie wiadomo po co przylazł. Na szczęście przychodzi rzadko. Najczęściej tylko raz. Nikt go już drugi raz nie zaprosi. Typ na wymarciu.
Drugi rodzaj ojca, to „tato na nauce”. Ten umie pobujać szkraba w foteliku (nic, że tuż po karmieniu i potem zdziwiony, że dziecko się obrzygało), zmieni pieluchę z mokrej na suchą (ale założy ją tak by się trzymała, o komforcie dziecka raczej nie pomyśli, bo zapytany co to jest empatia odpowie, że… słowo na „e”).
Trzeci to „ojciec na etacie”. On potrafi przyjść z pracy, podwinąć rękawy i zająć się kolką, pleśniawką czy inną biegunką. Wie w jakiej temperaturze podać dziecku mleko, rozróżnia body od pajacyka, a wysłany do sklepu wróci z pamperami lub dadami, a nie z pieluchami tetrowymi.
Ale z „ojcem na medal” spotkałam się po raz pierwszy. Słychać go było w całej przychodni.
– A kto to się dzisiaj obudził o sióstej? No kto? Ziu ziu ziu ziu… A kto tak psiebiela nóźkami? Jak cię pani doktor psiebada jak ty tak fikaś? Ciemu płacieś? Coś ci psieśkadza? Guziciek? Ci mozie plastelek? Jak psieśkadza plastelek to psiekleimy…
Napaział. Tfu… naparzał tak na okrągło.
Absorbował sobą całą poczekalnię. Nie dało się go nie słuchać. Nie dało się go nie słyszeć. Gadał jak katarynka.
Był tak irytujący, że aż miałam ochotę mu przyłożyć (choć z natury jestem pacyfistką). Jak popatrzyłam po minach innych matek – nie tylko ja.
Był słodki jak karmel zanurzony w miodzie.
Gadał i gadał i gadał…
Początkowo myślałam, że przyszedł tam przysłany przez żonę w zastępstwie. Okazało się jednak, że żona a i owszem też jest. Ale ona mogła co najwyżej pozałatwić formalności w okienku. Od przewijania i opiekowania się dzieckiem był on – ojciec na medal.
Nagle zrobiło się cicho.
Podejrzanie cicho.
Język mu kołkiem w gębie stanął? Zawał miał?
Niemożliwe.
Wszyscy tylko nie on. Nie super dad!
Super ojciec podążył gdzieś na chwilę z tajną misją (chyba na parking do auta – bo auta nie pozwoli dotknąć tak jak dziecka).
Ale wrócił.
Niestety.
I zaczęło się wszystko od początku.
Ziuziulenie i źmiękcianie lepsie niź „Coccolino” ci inny „Lenolek”.
I popisowe przewijanie.
Bo nikt nie zrobi tego tak dobrze jak on.
– No i cio byku z plastiku? – usłyszałam na finał.
Byku z plastiku???
Ja też mówię czasem do Borsuka „dziku z Mozambiku”, ale byku z plastiku???!!!???
Po 20 minutach przebywania z super tatą w jednej przychodni byłam wykończona. Czułam się jakbym sama obsadziła chińskie pole ryżowe.
Miałam dość.
Jestem pewna, że facet potrafi tak naparzać cały dzień.
Cały tydzień.
Miesiąc….
Rok….
I idę o zakład, że pierwsze słowa, jakie wypowie ukochane dziecię, będą brzmiały:
– „Tato…. śpiej…laj”.
6 komentarzy
jadwiga
9 września 2014 at 06:23Mam nadzieję, że matka kiedyś się obudzi z letargu i powie mu też coś miłego… wraz z synkiem
j
kate
9 września 2014 at 08:33Jak tak na nią patrzyłam, to…nie liczyłabym na to.
Helen
11 września 2014 at 17:50Ja też bym nie liczyła. Prawdopodobnie dawno dokonała kalkulacji, co lepsze – ojciec z typów jak wyżej, czy taki co wprawdzie ma wadę wymowy, ale faktycznie „pomagalny” jest. A sama wiesz najlepiej, że dodatkowe ręce się często przydają. Bo to tylko na hinduskich obrazkach bogini pramatka ma 8 rąk…
kate
29 września 2014 at 19:46Może ma zatyczki do uszu… do tej dodatkowej pary rąk 😉
Agnieszka
27 września 2014 at 16:51A może ten super tata tak zachowuje się tylko przy ludziach, aby podnieść sobie samoocenę?
hmmmm to by w sumie była najgłupsza opcja z możliwych, ale kto ich tam wie…
pozdrawiam!
kate
29 września 2014 at 19:47no to mi właśnie wyglądało na „gościnne występy” 😉